środa, 24 grudnia 2014

Magia Świąt


  Jeszcze raz pociągnęła za klamkę drzwi jej mieszkania, by sprawdzić czy dobrze je zamknęła. Schowała klucze do wewnętrznej kieszeni swojej torebki i pociągnęła za plastikowy uchwyt swojej walizki na małych kółkach, na której leżała jeszcze niewielka torba podróżna. Wsiadła do windy i nacisnęła na guzik z parterem. Drzwi się już zasuwały, gdy zauważyła biegnącego do windy młodego chłopaka z wielkim plecakiem. W ostatnim momencie podstawiła stopę, a drzwi z powrotem się rozsunęły. Do małego pomieszczenia wskoczył jej sąsiad. Przystojny Włoch, który od niedawna mieszka na jej piętrze, odrobinę od niej starszy, ale jakże sympatyczny, a gdy się uśmiechał, trudno samemu było się nie uśmiechnąć.
   - Wyjeżdża pani na święta? - zagadał. 
   - Do rodziców, do Hiszpanii - uśmiechnęła się lekko. 
   - Ja bliżej, Salerno - spojrzał na nią, a ona poczuła dreszcze poprzez jego wzrok. Był seksowny, jak cholera. 
   - Życzę Wesołych Świąt - skinęła głową i wyszła z windy, która zatrzymała się na parterze. Chłopak odpowiedział tym samym. Skierowała się na postój taksówek przy apartamentowcu, a on na parking. Miała na sobie cienką kurteczkę, chociaż była połowa grudnia. Jednak wokoło nie było ani garstki śniegu, a o mrozie nie wspominając. Taki urok. Zobaczy jak będzie z pogodą w Katalonii. 
  Kierowca taksówki od razu wyskoczył z pojazdu i zabrał bagaże młodej dziewczyny. Ona wsiadła na tylne siedzenie. - Na lotnisko - powiedziała, gdy tamten wrócił na swoje miejsce. Skinął głową i skupił się na prowadzeniu taksówki. Oparła głowę o szybę, automatycznie się uśmiechając. Za niedługo zobaczy swoich rodziców i młodszą siostrę, którzy od ponad roku mieszkają w Barcelonie.

  Otworzyła oczy i z uśmiechem mocno się rozciągnęła. Na taki poranek czekała od bardzo dawna. W końcu spała w swoim prawdziwym łóżku, w swoim pokoju, w swoim rodzinnym domu. Dzień wcześniej wróciła z Rzymu, gdzie mieszka, dorywczo pracuje i studiuje. Uwielbia tutaj wracać, wspominać chwilę spędzone z rodziną i przyjaciółmi. W tym mieście się wychowała, poznała swoich pierwszych przyjaciół, przeżywała pierwsze miłości. Tu była całym serce i duszą. Będąc we Włoszech, cały czas tęskniła i odliczała czas do jakiegokolwiek wolnego czy świąt. To nie tak, że nie podobało się jej w Rzymie, bo pokochała to miasto, ale jednak to nie była jej Katalonia... Wyjechała, bo marzyły się jej studia za granicą, a na dodatek sprawy później się tak potoczyły, że wyjechała z wielką chęcią.
  Podniosła się z łóżka i zabrała z oparcia krzesła swój niebieski szlafrok, który na siebie narzuciła i mocno się nim otuliła. Na stopy nałożyła wielkie, pluszowe kapcie w kształcie króliczków i wyszła z pokoju. Do świąt było jeszcze dwa dni, a w jej domu już roznosiły się cudowne zapachy wypiekanych pierników.
   - Kocham być w domu - zaśmiała się, schodząc po schodach.
   - Było nie uciekać tak daleko - Usłyszała głos Maite, swojej młodszej siostry, która leżała na kanapie w salonie, w stroju podobnym do niej samej i oglądała poranne programy.
   - Musiałam, za bardzo działałaś mi na nerwy - wyszczerzyła się Liliana i wdrapując się przez tył kanapy, usiadła obok niej.
   - No wiesz? Wredna jesteś! - syknęła młodsza, po czym cisnęła w starszą siostrę ozdobną poduchą i wtedy do pomieszczenia, z kuchni weszła ich matka, w połowie Hiszpanka, w połowie Włoszka.
   - Wy już się od rana kłócicie? - uśmiechnęła się i stanęła nad sofą. - Takie stare, a takie głupie.
   - Dawno się nie widziałyśmy, więc trzeba nadrobić zaległości - odparła starsza i porwała pilot, zmieniając kanał.
   - Oddawaj! Oglądałam to! - zapiszczała Maite, po czym obie zaczęły sobie wyrywać urządzenie z rąk, a ich matka zaczęła się głośno śmiać, bowiem wiedziała, że pomimo wszystkiego, brakuje jej czasów, gdy miała obie córki blisko siebie. Kłóciły się i sprzeczały, ale mimo to, kochały się i wskoczyłyby za sobą w ogień.
Toczący się bój przerwał huk otwierających się drzwi i przerażający chłód, który wdarł się do środka. Wszystkie trzy nagle zamilkły i spojrzały w kierunku drzwi. Pierwszy w korytarzu pojawił się czubek drzewka, później trzymający go młody chłopak, dalej pan Mendoza, niosący pień ściętego świerku. Pochód zakończył trzeci mężczyzna, który zamknął za nimi frontowe drzwi.
   - Raoul! - uśmiechnęła się szeroko do najmłodszego, podniosła się ze swojego miejsca, zaczekała aż odstawią drzewko pod ścianę i mocno przytuliła się do chłopaka, który i tak ledwo ruszał się w swojej grubej, zimowej kurtce. Następnie lekko uśmiechnęła się do swojego ojca i odeszła kilka kroków do tyłu, ignorując obecność trzeciej osoby. - Przyznaję, że wybraliście piękne drzewko! - dodała. 
   - Alvaro ją znalazł pośród wszystkich niedobitków! - zaśmiał się nastolatek, podchodząc do Maite i całując ją w policzek na powitanie. 
   - I lepiej nie mówcie mamie, że znalazłem dla was ładniejszą niż do nas - zaśmiał się piłkarz, ale Lila nawet nie spojrzała na niego.
   - Nie wymądrzaj się tak, bo i tak zobaczy ją na święta, prawda? - Olga poklepała starszego syna swojej przyjaciółki po ramieniu.
   - Specjalnie na wigilii dostanie miejsce obok choinki - dodał Raoul, po czym oparł głowę o ramię Maite, swojej dziewczyny. Wigilia? Susana obok choinki? Lilianie zaczęło coś nie pasować i spojrzała pytająco na matkę, która przeszła do konta pokoju, by przesunąć donicę z kwiatkiem, robiąc tym miejsce dla przyszłej choinki.
   - No tak, zapomnieliśmy ci powiedzieć - uśmiechnęła się Olga. - W tym roku, z racji, że obie rodziny spędzamy święta w domach, spędzimy je razem, tak jak wtedy gdy byliście mali. Wspólna wigilia i tak dalej - dodała uradowana, a Lila otworzyła szerzej oczy. Susana była dla niej jak druga matka, Manolo był najlepszym przyjacielem jej ojca jeszcze z czasów szkoły, Raoula uwielbia, a...
   - Jednak jesteś na mnie skazana - usłyszała za sobą cichy głos Alvaro, który nagle pojawił się tuż przy niej. No właśnie, do rodziny Vazquezów należała jeszcze jedna osoba, której od jakiegoś czasu nie trawiła. Jako małe brzdące razem się bawili, on bronił ją przez chłopakami z osiedla, gdy ci zabierali jej zabawki, później razem rozpoczęli szkołę i razem siedzieli w ławce. W pierwszej klasie podstawówki chłopak nawet zadeklarował się Oldze i Jose, że zostanie ich zięciem! Jako nastolatkowie zgrywali wielce zakochanych, kiedy to Maite z Raoulem byli małymi gówniarzami, a teraz to młodsza dwójka sprawia wrażenie wielce zakochanych, a ci zachowują się w stosunku do siebie jak niedojrzałe dzieciaki.
   - Dobrze wiesz, że potrafię cię skutecznie ignorować - mruknęła.
   - Aha, właśnie widzę - zaśmiał się pod nosem. I tak było od trzech lat. Ona starała się być dla niego oziębła i wredna, a on to tylko podsycał, by robić dziewczynie na złość. Z resztą, na pierwszy rzut oka, każdemu się taki wydawał - chłopak, który żyje chwilą i ma wszystko za nic. Jednak czy naprawdę tak było? Lila dobrze go znała i wiedziała, że stać go na więcej. Wiedziała, że to świetny facet, ale w pewnym momencie miała go dosyć. Alvaro był typem cwaniaczka, ale potrafił się zaopiekować tymi, których kochał i na których mu zależało. Wiedział, że Liliana marzy o studiach w obcym kraju, ale tak naprawdę nie brał tego na poważnie. Lile bardzo denerwowała jego pewność siebie i naprawdę zdecydowała się na studia medyczne w Rzymie, a wcześniej zaczęła odnosić się do niego tak samo - czyli zaczęła ignorować to co on do niej mówił. Wiedziała, że mu na niej zależy, ale to był po prostu cały on. Tym razem to jego zaczęło denerwować, a kiedy zaczął jej o tym mówić, zaczęła się kłótnia, wielkie rozstanie z wyjazdem dziewczyny do stolicy Włoch. Wydzwaniał i prosił żeby się nie wygłupiała i wróciła, ale to teraz ona stała się uparta. Chłopak wtedy pożałował swojej postawy.
   - Dobra, musimy iść, bo powinniśmy jeszcze wnieść drzewko do nas - oznajmił Raoul, podnosząc się z miejsca.
   - Racja - odpowiedział Alvaro.
   - Dzięki, chłopaki za pomoc - powiedział Jose i gdy ci wychodzili, uścisnął z nimi dłonie.
   - Mamo! To na pewno był twój pomysł! - jęknęła Lila.
   - Oj skarbie, wszyscy to ustaliliśmy - zaśmiała się i podeszła do niej. - Z resztą, powinniście w końcu zacząć ze sobą normalnie rozmawiać - Ucałowała ją w czoło i zniknęła w kuchni.

   Popołudnie postanowiła spędzić ze swoją bliską przyjaciółką, która ze swoim mężem również przyjechała na święta w rodzinne strony. Wyszły we dwie do centrum handlowego w celu zakupienia gwiazdkowych prezentów. Wszędzie było mnóstwo ludzi, hostess zachęcających do zakupów, śnieżynki z koszykami, w których były cukierki dla dzieci, światełka, gwiazdy i łańcuchy. Z głośników leciały już świąteczne piosenki, a każdy z klientów nucił sobie pod nosem "Last Christimas" lub "Feliz Navidad".
 Przemierzały kolejne sklepy wraz z przewieszonymi przez ręce torby z zakupami i zachwycały się wszystkimi świątecznymi wystawami, kiedy telefon Melissy zaczął dzwonić. Dziewczyna musiała odłożyć wszystkie pakunki na wolną ławeczkę, po czym rozpoczęła szukania komórki w swojej dosyć dużej torebce. Miała szczęście, bo odebrała połączenie od swojego męża w ostatnim momencie. Chwilę z nim rozmawiała, po czym szeroko uśmiechnęła się do przyjaciółki.
   - Idziemy na lodowisko - powiedziała zadowolona, chowając telefon z powrotem do torebki.
   - Na lodowisko? - zapytała Lila, marszcząc czoło. - Szczerze przyznam, że dawno nie jeździłam - uśmiechnęła się.
   - No to postanowione! Dzwonił Jordi, że są na tym obok galerii razem z Raoulem, Maite i Alvaro. Czekają na nas.
   - O nie, to nie idę - warknęła.
   - Ale nie będziesz sama z Alvaro, a z nami wszystkimi? - powiedziała bardzo oczywistym tonem.
   - Ale ty będziesz sobie jeździć z Jordim, moja siostra z Raoulem, a za mną będzie się ciągnął ten głupek!
   - Przypominam, że kilka lat temu ten głupek był twoją wielką miłością.
   - Wyobraź sobie, że nasze rodziny mają spędzić wspólnie całe święta! Ja o mało nie pozabijałam się z nim na waszym weselu pół roku temu, a teraz mam z nim siedzieć przy wigilijnym stole!
   - Ale jaką sensację byś tym wywołała! Już widzę te nagłówki: "Świadkowa zabiła świadka!" 
   - Bujaj się, Mel! - warknęła brunetka.
   - Tak, wiem, że mnie kochasz, ale chodź - Złapała ją za dłoń i pociągnęła w stronę wyjścia. Po drodze usłyszała jeszcze chyba milion argumentów za tym, że Lila jednak nie powinna tam iść, z racji że jest tam również Alvaro, ale Melissa wcale nic sobie z tego nie robiła.
  Odłożyły swoje zakupy do szafki na depozyty i wypożyczyły łyżwy. Na taflę lodu, Lila wyszła po szantażu przyjaciółki, która obiecała, że jeżeli z nią tam nie wyjdzie, to nie odezwie się do niej przez kolejne dwadzieścia lat. Chcąc, nie chcąc, Liliana postawiła nogę na lodowisko, a później podążała zaraz za Melissą, która jechała w stronę swojego męża i przyjaciół. Później było tak jak myślała, bo Mel jeździła za rączkę z Jordim, jej siostra z Raoulem, a ona sama. Tą chwilą cieszyła się... Tylko przez chwilę, bo poczuła jak ktoś jedzie blisko za nią i zanim zdążyła się odwrócić, zaliczyła twarde lądowanie na zimnym lodzie, a tuż obok niej ślizgnął zadowolony z siebie Alvaro. Wbiła w niego wzrok z lekko otwartą buzią, nie wierząc, że właśnie przed chwilą podstawił jej nogę na lodzie!
   - Księżniczka może się wywróciła? - Wrócił do niej roześmiany i podał rękę. Zawsze miała trudność ze wstawaniem o własnych siłach z łyżwami na nogach, więc złapała za jego dłoń, by się podciągnąć, a gdy już stała o własnych siłach, chłopak wcale nie chciał puścić jej dłoni. Szarpnęła ją, ale na darmo, bo Alvaro tylko się cicho zaśmiał, pochylił głowę i delikatnie musnął ustami jej wierzch, a na policzkach Lili wymalowały się czerwono-krwiste rumieńce - Zawsze do usług - Puścił do niej oczko.
   - Dupek - warknęła, mierząc go wzrokiem, po czym odjechała na drugi koniec lodowiska.

  Ostatni raz przejechała szminką po swojej wardze i otarła dolną o górną, by kolor równomiernie się rozprowadził. Poprawiła włosy i jeszcze raz przejrzałą się w lustrze. Była całkowicie gotowa by zejść na dół i zasiąść do wigilijnego stołu. Miała na sobie krótką, czarną sukienkę z czerwonym paskiem w talii, wysokie szpilki, a czerwone usta idealnie współgrały kolorystycznie. Swoje kręcone włosy zostawiła rozpuszczone, tak by falami opadały na jej ramiona.
 Od rana siedziała z matką, siostrą oraz Susaną u nich w kuchni i przygotowywały wszystkie potrawy na uroczystą kolację. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Panowie najpierw przyozdobili dom Vazquezów, a później zajęli się tym. Gdy tylko Alvaro pojawiał się w domu, ta za żadne skarby nie chciała wyjść z kuchni, by nawet go nie zobaczyć.
  Zeszła na dół i od razu przeszła do dużego pokoju, w którego kącie stała pięknie przystrojona choinka, a na środku nakryty stół, przygotowany do kolacji. Po chwili schodami zszedł jej ojciec, zapinający marynarkę od swojego garnituru. Dziewczyna zaśmiała się i gdy podszedł, poprawiła mu krawat, który nie do końca prezentował się tak jak powinien.
   - Wyglądasz ślicznie, kochanie - Pan Mendoza się uśmiechnął i potarł dłonią jej ramię. - Nawet sobie nie wyobrażasz jaki jestem dumny z was - dodał.
   - Oj, tato - zaśmiała się cicho. - Co cię tak nagle wzięło na takie wyznania? - zapytała i usiadła na wolnym krześle, a jej ojciec oparł się o tył sofy.
   - Bo rośniecie, no jesteście już dorosłe - stwierdził. - Ty już wyfrunęłaś z gniazdka, a Maite też z chęcią by gdzieś wybyła. Choć tyle, że ma tutaj chłopaka to będzie zaglądać - zaśmiał się i spojrzał wymownie na starszą córkę.
   - Tato, znów uderzasz w temat mnie i Alvaro? To przeszłość - Pokręciła głową.
   - No dobrze, dobrze - Uniósł dłoń w geście poddania się. - Słyszę to już po raz enty - dodał i w tym momencie usłyszeli dzwonek do drzwi. Jose się podniósł, ucałował w czoło Lilę i ruszył otworzyć. Byli to oczywiście Vazquezowie z prezentami, które Raoul od razu poustawiał pod świątecznym drzewkiem. Starszy z synów Susany i Manolo zdjął swój płaszcz i odwiesił na przeznaczone miejsce, stając całkiem niedaleko Liliany. Miał na sobie czarne, garniturowe spodnie, czarne buty oraz czerwoną koszulę z długim rękawem. W tym samym momencie z piętra zeszła Olga wraz z młodszą córką, która miała na sobie białą sukienkę i od razu podbiegła do swojego chłopaka, który z kolei miał na sobie białą koszulę. Oczy każdego z czwórki rodziców zostały skierowane na swoje pociechy. Maite z Raoulem mogli się zmówić, ale ci starsi? Zwykły zbieg okoliczności? Młodsza para zaczęła cię cicho śmiać, a Alvaro uśmiechnął lekko pod nosem. Liliana zorientowała się o co chodzi i zmierzyła ich kolejno wzrokiem.
   - Jesteśmy wszyscy, więc chyba możemy zaczynać - mruknęła, wstała ze swojego miejsca, po czym ruszyła do kuchni by zabrać pierwszą potrawę.

   Otworzyła oczy i przeciągnęła się, szeroko i głośno przy tym ziewając. Spojrzała jeszcze na zegarek na swoim telefonie, odebrała SMS od koleżanki z Włoch, która wysłała jej życzenia i zwlekła się z łóżka. Podeszła do okna i automatycznie uśmiech wskoczył na jej twarz gdy spojrzała na swój ogród. Wszędzie leżał śnieg! Mnóstwo śniegu! Lubiła śnieg! Większość wolała wygrzewać się w słońcu, ale ona uwielbiała gdy mogła siedzieć pod kocykiem, z kubkiem gorącej czekolady, najlepiej przy oknie, przez które widać śnieg i obok ognia w kominku. Jeszcze piękniej by było, gdyby siedziała przytulona do drugiej osoby, ale to była inna historia.
  Podniosła głowę i automatycznie spojrzała przed siebie na dom, a właściwie w okno, które znajdowało się centralnie naprzeciw jej okna. Zobaczyła chłopaka bez koszulki, który właśnie podszedł by również zobaczyć ile śniegu napadało w nocy. Chłopak wyciągnął ręce do góry, by się rozciągnąć, pokazując tym swój każdy napięty mięsień. Lila wstrzymała oddech. Alvaro lubił o siebie dbać i Liliana dobrze o tym pamiętała. Przez ten cały czas, z chucherka, Alvaro przemienił się w dobrze wyglądającego mężczyznę, do którego zapewne niejedna wzdychała. Tylko szkoda, że on je zbywa, a na święta kupuje swojej byłej drogie prezenty! Tak, Lila dostała po wigilii od niego prezent. Bransoletkę z dwiema przywieszkami. Dwie przywieszki z dwiema połączonymi literkami. LM i AV. "Tak, żebyś pamiętała" - powiedział niskim tonem ze słodkim uśmieszkiem, gdy ta otworzyła pudełeczko.
 Alvaro w pewnym momencie również spojrzał w okno znajdujące się naprzeciw jego. Zobaczył Lilę, która ciągle się w niego wpatrywała. Szeroko się uśmiechnął i pomachał, a ona w spanikowała, lądując na podłodze.
   - Cholera! - syknęła sama do siebie. - Któregoś dnia go zabiję za... Za tą pewność siebie, za cwaniactwo, za gadatliwość... Za tą idealność! - jęknęła i nadal schylona, skierowała się do wyjścia ze swojego pokoju.

    Po prostu nie mogła uwierzyć, że dała się namówić na jakikolwiek wyjazd z Alvaro, a tym bardziej podróż z nim w jednym samochodzie. Całą szóstka została zaproszona w drugi dzień świąt na noc, przez dawną znajomą Elenę, która od pewnego czasu mieszka w miejscowości oddalonej o jakieś trzy godziny jazdy z Barcelony. Byli już umówieni, że jadą na dwa samochody. Lila miała jechać z Jordim i Melissą, a Raoul i Maite ze starszym Vazquezem. Pech, czy nie, ale coś sprawiło, że ostatecznie Liliana miała jechać później z Alvaro. Sami.
  Tego samego dnia, o poranku, Lila dostała telefon od dawnej koleżanki, która dowiedziała się, że panna Mendoza jest w domu i muszą się spotkać. W tym samym momencie Alvaro został przymuszony do zrobienia kursu na stację kolejową, bo do Susana miała przyjechać siostra. Szczerze dziękował, że Elena zaprosiła ich wszystkich, bo ciotka Lucia nie była ich ulubienicą.
  Liliana wyszła z domu z niewielką podręczną torbą i przeszła przez posesję do samochodu, który stał na ich podjeździe. Najpierw podeszła do drzwi z tyłu i wsadziła na tylne siedzenie torbę, a później dopiero zajęła miejsce z przodu.
   - Cześć - Wyszczerzył się Vazquez. - Jak spotkanie z koleżanką? - Zapytał od razu.
   - Bardzo przyjemnie jest zobaczyć kogoś, kogo nie widziało się od dawna - powiedziała dyplomatycznie.
   - Dobrze o tym wiem. W końcu skakałaś z radości, gdy zobaczyłaś mnie wtedy z choinką - Obojętnie wzruszył ramionami, a ona zmierzyła go wzrokiem.
   - Alvaro...
   - Słucham, Lila - uśmiechnął się.
   - Jedźmy już - westchnęła, a ten się cicho zaśmiał, odpalił silnik i wyjechał na drogę.
   - Może opowiesz coś, jakieś przygody z Rzymu?
   - Alvaro... - Spojrzała na niego. - Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać o czymkolwiek.
   - Lila, to trzy godziny jazdy... Naprawdę chcesz siedzieć w ciszy? - Teraz to on westchnął. Wcześniej miał szczerą nadzieję, że jego była dziewczyna się jakoś przełamie i przez tą drogę zmieni do niego nastawienie i porozmawiają choć chwilę. Lilana nie odpowiedziała mu tylko wbiła wzrok w szybę. Zrezygnowany Alvaro włączył radio i nastawił na swoją ulubioną stację i lekko podgłośnił. Przez chwilę faktycznie się nie odzywał, ale nie byłby sobą, gdyby nie zaczął nucić, a później śpiewać. Lila spojrzała na niego i ze złością chwilę nie spuszczała wzroku. W końcu poczuł na sobie jej wzrok i popatrzył na nią. - Śpiewać też mi nie wolno? - jęknął.
   - Rób sobie już co chcesz - mruknęła i wyjęła z kieszeni płaszcza słuchawki i podłączyła je do swojej komórki. Włożyła je do uszu i odcięła się całkowicie.
    Jechali już przeszło godzinę. Lila nie odezwała się ani słowa do Alvaro i ciągle słuchała muzyki przez swoje słuchawki, a on sam nucił sobie pod nosem melodie utworów ze stacji muzycznej. Ruch na drodze był wzmożony, bo to była już pora, kiedy wszyscy już zaczynali wracać do siebie po świętach spędzonych u rodziny. W pewnym momencie Alvaro włączył kierunkowskaz i z głównej autostrady zjechał na poboczną drogę. Mendoza w tym momencie zmarszczyła czoło i wyjęła z ucha słuchawki. Po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzała na piłkarza.
   - Dlaczego skręciłeś?
   - To jest skrót - powiedział, ciągle patrząc na drogę przed sobą.
   - Byłam przy tym jak z Jordim obmawialiście trasę i nie było żadnej mowy o jakimkolwiek skrócie - warknęła.
   - Ponieważ przypomniałem sobie o nim rano, a poza tym.. Miałaś ze mną nie rozmawiać - uśmiechnął się cwaniacko, a ona zwinęła kabel i schowała słuchawki z powrotem do kieszeni. - Zmieniłaś zdanie?
   - Bateria niedługo może się wyładować i po prostu wolę mieć pełną świadomość tego, jaką drogą jedziemy - westchnęła.
   - Tak bardzo mi nie ufasz?
   - W tym momencie? Wcale!
   - Lila, mogłabyś w końcu skończyć z tym wszystkim? - Spojrzał na nią z wyrzutem i dodał gazu, bo droga była czysta i nieoblodzona.
   - Z tym wszystkim? Nie wiem o co ci chodzi - Znów wbiła wzrok w szybę. Wjechali w odcinek drogi, który ciągnął się przez las. Dziewczyna miała nadzieję, że to chwilowe. Nie wiedziała dlaczego, ale nigdy nie lubiła jechać samochodem, gdy po obu stronach rozciągał się las.
   - Jane... Dobrze wiesz o co mi chodzi - krzyknął. - Masz do mnie żal i zwalasz całą winę na mnie, że się rozstaliśmy, ale potem to ty uniosłaś się dumą i nie chciałaś nic naprawić.
   - Bo wiedziałam, że się nie zmienisz! Nadal będziesz wielce pewny siebie, że nie będę w stanie wyjechać i co? Od trzech lat mieszkam w Rzymie i jest mi tam bardzo dobrze.
   - Skąd wiesz, że nic bym z tym nie zrobił? Wolałaś prostsze rozwiązanie i sama zaczęłaś wszystko olewać.
   - Po prostu chciałam się poczuć tak jak ty - zaśmiała się gorzko i powtórzyła sobie w głowie ostatnie pytanie Vazqueza. Czy nic by nie zrobił? Zrobił, bo potem prawie na kolanach przepraszał i błagał by wróciła. Faktycznie, może wtedy po prostu to za bardzo wyolbrzymiła i chłopak zasługiwał na drugą szansę, ale... Ale to wszystko już minęło! Trzy lata to sporo. Przez ten czas ona go ignorowała, a ten przy każdej okazji próbował wkupić się w jej łaski.
  Samochód nagle zaczął samoistnie zwalniać, na co Alvaro docisnął pedał gazu, lecz na nic. Za kierownicą kilka światełek zaczęło migotać, a inne się zaświeciły. Chłopak przydepnął każdy z pedałów, zmienił bieg. Nic.
   - Alvaro, dlaczego zwalniamy? - zapytała ze strachem w głosie.
   - On tak sam - powiedział zdezorientowany i jechał na pobocze, a jego samochód sam się zatrzymał. - Co jest?! - zapytał jakby sam siebie.
   - Może zabrakło benzyny?
   - Zatankowałem go rano do pełna - syknął i wysiadł. Otworzył przednią maskę, podpadł na specjalnym drucie i pochylił się nad silnikiem, drapiąc się po czubku głowy. Na dodatek zerwał się silniejszy wiatr i zaczął padać gęsty śnieg.
   - Alvaro.. - Usłyszał cichy głos Liliany, która również wysiadła i stanęła obok niego. - Oboje wiemy, że się na tym nie znasz. Ani ty, a ja tym bardzie..
   - Masz rację - Wypuścił całe powietrze z płuc i zamknął klapę. - Cholera! - Kopnął w zderzak i zaczął macać po swoich wszystkich kieszeniach, a później sprawdzał coś w schowku samochodu i swoim plecaku. - I jeszcze zapomniałem telefonu - jęknął i spojrzał na szatynkę. Dziewczyna wyjęła z kieszeni komórkę i już miała wybrać numer Amata, gdy zobaczyła informacje o braku zasięgu.
   - Nic z tego. Nie mamy zasięgu - westchnęła.
   - Świetnie - Alvaro zaśmiał się pod nosem. - Jesteśmy w dziurze bez oznak jakiejkolwiek cywilizacji i zasięgu.
   - Sam chciałeś skręcać w jakieś skróty, więc teraz masz - bąknęła Mendoza i szczelniej owinęła się szalikiem. - Wydawało mi się, że widziałam jakąś bramę kawałek stąd. Może był tam jakiś budynek, dom albo leśniczówka.
   - Można to sprawdzić - Przytaknął. Alvaro zabrał swój plecak i torbę Lili, zamknął samochód wspólnie poboczem skierowali się w drogę powrotną. Nawet liczyli na to, że ktoś tędy będzie przejeżdżał, ale to była tylko marna nadzieja. Śnieg zamiast mniej, prószył coraz bardziej, a do tego robiło się coraz zimniej i ciemniej. Dziewczyna gdyby mogła, skuliłaby się w kłębek. Miała na sobie swój niezbyt gruby płaszczyk i szalik. Alvaro widząc, że Liliana cała dygocze, naciągnął na jej głowę swoją czapkę, a sam narzucił na siebie kaptur od grubej kurtki. Cicho podziękowała, bo było jej za zimno na to, by protestować czy znów rozpoczynać kłótnie o byle co.
  W końcu dotarli do miejsca, o którym mówiła szatynka. Miała rację, mówiąc, że widziała bramę i kawałek ogrodzenia. Wszystko było pozamykane na cztery spusty, ale chłopak znalazł sposób by przeskoczyć bramę i następnie pomógł Lili pokonać przeszkodę. Przeszli kawałkiem polnej dróżki pośród drzew i zobaczyli dosyć ładny i duży drewniany dom z werandą, obok którego był garaż i wiata, pod którą było mnóstwo poukładanego drewna.
  Nigdzie się nie świeciło, ani dookoła nie było widać znaku, że w ostatnim czasie ktokolwiek tutaj był. Zapukali do drzwi, ale to była głupota, bo i tak by nikt nie otworzył. Alvaro w tym momencie napomknął coś o duchach, ale dziewczyna szybko spaliła jego zapał do żartowania.
   - Zaraz tutaj zamarznę - jęknęła Lila.
   - Poczekaj, może jest z tyłu jakieś wejście - napomknął chłopak, zostawił torby przy wejściu i zniknął za domem, zanim Lila zdążyła zaprotestować, żeby nie zostawiał jej tutaj samej. Może nawet i lepiej, bo później przynajmniej nie miałby z czego się śmiać, że się boi. Stała tam dobrą chwilę, drobiąc w miejscu i już miała iść w ślady jej towarzysza, ale frontowe drzwi otworzyły się z wielkim hukiem, a Lila aż podskoczyła, na co Alvaro zareagował szczerym śmiechem.
   - Nie strasz! Jak udało ci się wejść? - zapytała i weszła do ciemnego pomieszczenia. Alvaro zabrał torby z progu i włączył latarkę, którą znalazł po drodze. Lila podeszła do włącznika światła, który ledwo wyczuła, ale na nic. - Z tyłu były drugie drzwi?
   - Nie, ale było okno, które ledwo i tak się trzymało...
   - Alvaro, czy ty wybiłeś okno?!
   - A wolałaś zamarznąć na zewnątrz? - Wywrócił oczami. - Zostań tutaj, a pójdę po drewno, bo w salonie jest kominek i przy okazji poszukam głównego włącznika światła.
 
   Siedziała owinięta kocem na puchatym dywanie tuż przed kominkiem i wpatrywała się w tańczące ogniki. Znaleźli kilka świeczek i porozstawiali je gdzieniegdzie, by można było cokolwiek zobaczyć. Ostatecznie żadne z nich nie znalazło głównego włącznika, a w domu nie było ani stacjonarnego telefonu, ani komputera, a tym bardziej łącza do sieci. Cały dom był w drewnie, meble wyglądały jak prosto ze sklepu, a urządzenia w kuchni były lepsze niż w niejednej knajpie.
   - Znalazłem jeszcze kilka świec na górze i dwa koce - Usłyszała głos Alvaro, który po chwili usiadł obok niej i owinął się drugim kocem. - To naprawdę musi być samotnia kogoś dzianego.
   - Brak zasięgu, Internetu... Człowiek czasami potrzebuje się wyłączyć od rzeczywistości - westchnęła i spojrzała na stolik za nimi. - Znalazłam w kuchni paluszki, krakersy i słoik dżemu.
   - Wymarzony posiłek...
   - Zaczynasz narzekać, Vazquez - Zmierzyła go wzrokiem. - Pewnie się o nas martwią - dodała.
   - Albo myślą, że nadarzyła się okazja byśmy mogli pobyć sami - uśmiechnął się szeroko.
   - Tak, by obmyślić strategię zamachu na ciebie! - Wywróciła oczami.
   - Zaczynasz?
   - No ciekawe, kto tutaj zaczął! - Warknęła na niego.
   - W takim razie, powiedz mi dlaczego się wtedy taka stałaś, dlaczego wyjechałaś... Wiem dobrze, że tutaj też chcieli cię przyjąć! - zaczął podniesionym tonem, ale ona milczała. - Lila!
   - Miałeś dostać nauczkę! - Krzyknęła ze złością. - Uwierz, byłeś typem, który za bardzo był wszystkiego pewny i olewał niektóre sprawy, a to mnie męczyło! Wiem, że teraz się zmieniłeś, bo słyszę to od każdego dookoła, ale za późno..
    - Za późno, na co? - Przymrużył powieki. - Lila, już nie pamiętam ile razy przepraszałem, przestałem liczyć ile razy prosiłem byś odpuściła i wróciła. Próbowałem o tym zapomnieć, ale się nie da. Myślisz, że dlaczego za każdym razem gdy przyjeżdżałaś, latałem za tobą jak głupek? Myślałem, że w końcu odpuścisz! Nigdy o tobie nie zapomniałem, nie zapomniałem co było i co razem sobie wróżyliśmy! Dlaczego to wszystko tak się ułożyło? Lila, dlaczego?
   - Dwadzieścia jeden - szepnęła, podciągając kolana pod brodę i spuszczając wzrok.
   - Co? - spojrzał na nią.
   - Dwadzieścia jeden razy przepraszałeś i prosiłeś bym do ciebie wróciła... - powtórzyła, a on szerzej otworzył oczy. Nie myślał, że liczyła i zapamiętała! - Później już myślałam, że tak ma być, że osobno będzie nam lepiej. Ułożymy sobie życie i będzie pięknie.
   - Myślałaś wtedy tylko o sobie - rzucił z żalem. - Nie wpadłaś na to, że naprawdę cię kochałem? Że, do jasnej cholery, nadal cię kocham! Że powinnaś mi powiedzieć wprost co ci nie pasuje? - ryknął ze złością i wbił wzrok w nią. Wydawała się teraz taką małą i bezbronną dziewczynką, siedząc skulona pod tym kocem.
   - Przepraszam...
   - Teraz? Naprawdę, Lila? Po trzech latach? - Jakby chciał ją naśladować.
   - Wiesz, chyba wolałabym cię widzieć u boku jakiejś lafiryndy, niż uganiającego się za mną! Byłoby to mniej bolesne!
   - Naprawdę? Nie byłabyś zazdrosna? - Prychnął, a ona znów się zacięła. Delikatnie się przybliżył do niej i odgarnął kosmyki włosów, opadające na jej twarz. - Odpowiesz mi? - szepnął, a ta niepewnie na niego spojrzała.
   - Masz rację pewnie bym była - powiedziała, a ten posłał jej swój kolejny, cwaniacki uśmieszek. - Okej, Alvaro. Wygrałeś. Kocham cię - rzuciła, a on automatycznie szeroko się uśmiechnął i ujął policzek w dłoń.
   - I było to takie trudne? Przyznać się?
   - Dupek! - pisnęła, a on zamknął jej usta swoimi. Drugą dłoń położył na jej talii i mocno do siebie przysunął. - Stęskniłam się za tobą - szepnęła, a on zaśmiał się gardłowo i przesunął czubkiem nosa po jej szyi, by po chwili obdarować ją pocałunkami.
   - A co ja mam powiedzieć? - zaśmiał się cicho i poprzez napór, sprawił, że cała położyła się na puchowym dywanie, a on sam nad nią zawisł. - Teraz już mi nie uciekniesz - dodał zadowolony, zatapiając się w jej słodkich i miękkich wargach.

  Nazajutrz obudzili się wtuleni w swoje nagie ciała, które okryte były kocem. Uśmiechali się do siebie tak samo serdecznie jak kilka lat temu, kiedy to wszystko było jeszcze dobrze. W kominku został tylko szaro-czarny popiół, od którego wcale już nie buchał taki żar jak wcześniej. Musieli wstać, doprowadzić się do porządku i opuścić dom. Alvaro zostawił na małej karteczce swój numer telefonu i informację o tym, kto zbił szybę z tyłu domu, dlaczego i że załatał ją starymi kartonami. Dodał równie, że zapłaci za wstawienie nowego okna.
  Zabrali swoje rzeczy, z uśmiechami na twarzy, rumieńcami i trzymając się za ręce, opuścili dom. Dookoła wszędzie leżał śnieg, a droga była jakby świeżo odśnieżana. Ruszyli więc oboje w stronę, gdzie wcześniejszego wieczoru zostawili samochód piłkarza. Przeszli kilka metrów i zobaczyli nadjeżdżające z naprzeciwka auto. Zaczęli machać i krzyczeć, a mężczyzna, który prowadził, okazał się być policjantem, który z chęcią postanowił im pomóc. Zadzwonił po lawetę i zaproponował, że odwiezie parę pod sam dom w Badalonie.
  Gorąco podziękowali i wysiedli pod domem Liliany. Pożegnali się i życzyli Szczęśliwego Nowego Roku. Zostali pod furtką i pomachali odjeżdżającemu mężczyźnie. Dopiero gdy zniknął za zakrętem, stanęli do siebie przodem i lekko się uśmiechnęli.
   - Co dalej? - zapytała cicho.
   - A co chcesz żeby było dalej? - przymrużył powieki.
   - Alvaro, ty mieszkasz w Madrycie, a ja chciałabym skończyć studia w Rzymie. Zostało mi półtorej roku - jęknęła i przytuliła się do niego. - To długo i daleko.
   - Wiem, ale oboje chcemy być dalej ze sobą, prawda? - zapytał z nadzieją w głosie.
   - Mam pewien pomysł, ale... - westchnęła. - Nie mówmy o nas na razie nikomu. Ty wrócisz do Madrytu, a ja do Rzymu. Będziemy żyć tak jak żyliśmy. Sami. Gdy za rok znów spotkamy się na święta i nie będziemy mieć nikogo... Pół roku już jakoś ścierpimy - uśmiechnęła się. - Ale wtedy im o nas powiemy, dobrze?
   - Tego właśnie chcesz? - zapytał, a ona pokiwała głową.
   - To jest najlepsze wyjście z tej sytuacji. Tak myślę - Wzruszyła ramionami.
   - No dobrze. Wracamy do swoich światów i jeżeli nadal będziemy sami za rok, schodzimy się. Już tak na zawsze - Wyszczerzył ząbki.
   - Wtedy już na staż wrócę do Hiszpanii - uśmiechnęła się i podskoczyła, stając na palcach by skraść mu buziaka.
   - Ja już chcę następny rok - jęknął i teraz to on wpił się w jej usta.
  Gdy tylko przekroczyli próg domu Mendozów, automatycznie zostali napadnięci przez obie pary rodziców. Podobno byli przerażeni tym, że nie dotarli do Eleny, że nie odbierali telefonów i nie dali żadnego znaku życia. Dostali porządną reprymendę, wypytywali co się stało i jak udało im się wrócić. Liliana i Alvaro na spokojnie wszystko opowiedzieli. No, prawie wszystko. Pominęli fakt o szczegółach nocy oraz ich pogodzenia się. Musieli nałożyć teatralnie maski. Alvaro miał znów ubiegać o względy "byłej" dziewczyny, a Lila udawać tą wredną.

1 rok później. 
 Zaparkował swój samochód na podjeździe rodzinnego domu, na którym leżała cienka warstwa śniegu. Dobrze wiedział, że jego rodzice są jeszcze w pracy, a brat pewnie siedzi u swojej dziewczyny, więc od razu przebiegł do sąsiadów jeszcze z biegu zaczął pukać do drzwi. Miał przed sobą zielony wieniec, zawieszony na niewielkim gwoździku, ale jeżeli zaraz mu ktoś nie otwory... I nagle w progu pojawiła się uśmiechnięta młoda dziewczyna, Maite. Również się uśmiechnął, przywitał i ucałował w policzek. Wszedł do środka i tak jak się spodziewał, zastał swojego młodszego braciszka, rozwalonego na kanapie. Chłopak czuł się tu już prawie jak u siebie... Co najmniej jak on sam w jego wieku, gdy spotykał się ze starszą panną Mendoza.
   - Jak droga z Madrytu? - zapytał Raoul.
   - Bez przygód - powiedział i podparł ręce o tył sofy. - Hej, a może... - Nie wiedział jak to z siebie wydusić. - Liliana może już wróciła z Rzymu? - Wskazał ręką na schody.
   - Tak, wczoraj wieczorem - odpowiedziała Maite. - Ze swoim chłopakiem. Gorący Włoch z hiszpańsko-brazylijskimi korzeniami! Alvaro, jaki on jest seksowny! - Ścisnęła ramię, miała nadzieję, swojego przyszłego szwagra.
   - Bo będę zazdrosny! - jęknął młodszy Vazquez, a Maite pokazała mu tylko język.
   - Lila naprawdę kogoś przywiozła? - Przełknął ciężko ślinę.
   - No tak. Ma na imię Marco - przytaknęła Maite. - Alvaro, w tym roku będziesz musiał przystopować z próbą zdobywania mojej siostry - Pokręciła głową i wtedy usłyszeli jak ktoś schodzi po schodach. Alvaro od razu przeniósł wzrok w tamtą stronę, czekając na to, że zobaczy swoją pierwszą i jeszcze chwilę temu myślał, że ostatnią miłość oraz jej nowego faceta, ale ku pozytywnemu zaskoczeniu, zobaczył tylko ją! Uśmiechniętą, czarującą i radosną Lilianę, która na widok piłkarza aż podskoczyła i podbiegła do niego, mocno go przytulając. W tym samym momencie usłyszeli głośny wybuch śmiechu ich młodszego rodzeństwa, przez co od razu od siebie odstąpili i spojrzeli na nich pytająco.
   - Oj, stary... Jakbyś widział swoją minę, gdy mówimy ci, że Lila ma chłopaka - śmiał się Raoul.
   - To była podpucha? - jęknął Alvaro, a Raoul z Maite pokiwali głowami, a Lila popukała siostrę w czoło. - Udała się wam - dodał ze śmiechem i przytulił do siebie dziewczynę. Wszystko poszło zgodnie z planem. Minął rok. Rok rozłąki, próby i wyczekiwania. Teraz musieli poczekać jeszcze jeden dzień, by oznajmić rodzicom wspaniałą nowinę - ich dzieci znów są razem. Razem dla siebie, razem ze sobą, razem w życiu, razem w każde święta.

***
Chciałabym życzyć wszystkim zdrowych, pogodnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia. Aby każdy z nas nie był samotny w ten czas i cieszył się świętami z bliskimi. Dużo miłości, zdrowia, szczęścia, pogody ducha.
Dla piszących, życzę dużo weny i przede wszystkim chęci do pisania, a czytającym, wytrwałości z nami!
Jako, że jest to piłkarska jednopartówka, to i życzenia będą piłkarskie. Życzę więc wszystkim kibicom, niezależnie którego klubu, by Wasze drużyny odnosiły same zwycięstwa, poprawiając Wam tym humor :)
Pozdrawiam i całuję, Coppernicana ;*

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!